Zmartwychwstanie lud z glupoty?! "Myśl Polska" 2005-07-02
Jędrzej Dmowski
W dniu 31 maja odbyła się w Warszawie, premiera dramatu Lusi Ogińskiej "ZMARTWYCHWSTANIE". Licznie zgromadzona w Sali Kongresowej publiczność obejrzała współczesny teatr patriotyczny – zjawisko zupełnie nieznane dzisiejszej publiczności. Sztuki o takim wewnętrznym żarze umiłowania polskości, daremnie by szukać u dramaturgów krajowych w okresie ostatnich sześćdziesięciu kilku lat. Jedynie, działający w czasie okupacji konspiracyjny teatr Polskiego Państwa Podziemnego, równie głęboko i ekspresyjnie – jak to czyni Ogińska – nasycał swoje kameralne (z konieczności) spektakle, najgłębszą troską o los zagrożonej Ojczyzny i niszczonego narodu. Teraz głos w obronie Narodu, zabrzmiał z dużej sceny, w obliczu wielkiej widowni.
Autorka umieściła akcję swego utworu w słynnej chacie bronowickiej, dobrze znanej wszystkim Polakom z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Pomysł jakże celowy i oryginalny, z punktu widzenia przesłania zawartego w utworze, ale wymagający takiej inscenizacji, która nie narazi spektaklu na podejrzenie o wtórność i epigonizm. Albowiem "Zmartwychwstanie" to dramat w pełni oryginalny – w swojej warstwie ideowej i językowej – w stosunku do "Wesela", a jednocześnie przejmująco nawiązujący do tamtej wielkiej tradycji. W sto lat po weselu Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną, odbywa w Bronowicach, w tym samym domu, należącym ongiś do Włodzimierza Tetmajera, inne wesele. Poprzednich bohaterów zastępują postacie wyjęte z dzisiejszego życia, zdemoralizowane i zagubione, tańczące w takt diabelskiej muzyki. To zaczarowane miejsce nawiedzają duchy. Niektórym uczestnikom przyjęcia ukazują się one jako zjawy, według zasady Wyspiańskiego: "co tam komu w duszy gra".
Politykowi – ukazuje się Widmo zbrukanej, pozbawionej nadziei Przyszłości, którą on kształtuje dzisiaj swoimi czynami. "Jam jest właśnie dzieło wasze (...) Wasze wnuki przeklinać was będą, /będą syny pluć na groby wasze; budujecie mnie głupią i gniewną... (...) popatrz na moje dłonie,/ to biedy płonące pochodnie!/ Popłynie krew,/ twoich synów krew /przez was wylana,/ a to grzech, to głupi grzech!/ Ja mówię / wasza przyszłość jest dziś zabijana!".
Stara Jadwiga rozmawia z Widmem Żołnierza – niegdyś jej ukochanego, który poległ za Polskę. Przypomina on o wielkiej, tragicznej ofierze życia i cierpienia swojego pokolenia, zatraconej przez bezmyślność i zdradę współczesnych. "...Nasz dzisiaj zbudziła/ ziemia, i płacząca polskiej ziemi dusza!/ Dlategośmy nagle z prochu się zbudzili,/ bo my, kochaneczko, odpowiedzi chcemy:/ po co my umarli, o co my walczyli,/ gdy dziś przyszło leżeć w obcej polskiej ziemi?! (...) Nie płacz/ dziś już szkoda łez,/ tylko pamięć w sercu miej./ Dzisiaj mnie Ojczyzna woła... Słyszysz dzwony u kościoła?/ Słyszysz? Larum, larum gra!/ To Ojczyzna woła, łka../ Bronić trza!?(...) Nas tysiące istnień, zjaw/ Będziem bronić polskich miast,(...) Wyście wszystko zatracili... (...) Polska szlocha...".
Oszukanego przez niewierną Pannę Młodą Pana Młodego odwiedza duch założyciela Zgromadzenia Zmartwychwstańców, przyjaciela wielkich romantyków polskich, błogosławionego Bogdana Jańskiego, wzywający nowożeńca do odrzucenia życia poświęconego tylko swoim sprawom, bo Chrystus idzie, a życie twoje puste (scena wykreślona przez reżysera). Redaktora, przedstawiciela zadowolonych z siebie, mniej czy bardziej zdemoralizowanych i kosmopolitycznych, medialnych kreatorów dzisiejszej rzeczywistości, nawiedza duch Józefa Piłsudskiego. "Marzyć mogę,/ pytać siebie (...) w zapomnienie pójdą blizny/ zmartwychwstanie lud z głupoty,/ z nienawiści do ojczyzny./ Miłowaliście rubachę!/ Dzisiaj nowa na was szata,/ atlantycka!/ Wy wciąż chcecie tkwić w niewoli, bo nawykliście do nachaj!/ (...) Szpiegi, łotry i opilce/ co chcą mogą wam zatwierdzić! Wmówić ludziom każdą bzdurę,/ każde kłamstwo udowodnić./ Złodziej w górę, oszust w górę, wszyscy w rządzie, wszyscy zgodni! (...) Gdy się znajdzie jeden prawy,/ długo pewnie nie pożyje! (...) Taka wolność, bieda, wstyd!/ Młodzi jak bezpańskie psy/ rozwłóczone po ulicach (...) ...pozwalacie/ by wam Polskę wyprzedali?!/ Chcecie głowy w piasek chować?/ (...) Dla was Polska dojna krowa". (Na marginesie tekstu tej postaci: wydaje się, że dużo więcej, w poruszonych kwestiach miałby do powiedzenia dzisiejszym Polakom duch Romana Dmowskiego).
Pogodzonemu ze światem, nowoczesnemu Księdzu, ukazuje się, w postaci żebraka, sam Jezus Chrystus. Ksiądz, w zadurzeniu alkoholowym, a przede wszystkim w duchowej ślepocie, nie poznaje umęczonego, z ranami po ukrzyżowaniu – Zbawiciela i bluźnierczo Mu się przeciwstawia. "A mnie smutno, żem bezdomny,/ (...) wokół siedzib ludzkich krążę/ i do ludzkich pukam domów?!/ Czemuż mi nie otwieracie?/ drzwi zamknięte, ja wciąż pukam... Tylko diabła zapraszacie... (...) Jam jest życie!/ Jam wolnością! Tobie dano wolną wolę,/ wybierz wolność lub niewolę.../ bo nadchodzi/ noc po dniu!/ Nie wystarczy sił a słów!/ Tu potrzeba siły wiary!/ Diabeł zacznie Polskę mamić;/ uśpi was, uśmierci was!/ Ja pomogę zwalczyć sen, ja pomogę zwalczyć śmierć,/ lecz ty musisz tego chcieć!". Gdy Ksiądz zrozumie swój błąd, jest już za późno: weselnicy – powierzeni mu wierni, są już w mocy Diabła – Grajka i tańczą tak, jak szatan im zagra. "Zaklinam na pamięć tej ziemi,/ niech wasz sen / w czuwanie się zmieni! (...) Naród idzie, idąc śpi,/ jeszcze wiara w nich się tli/ Ludzie, zbudźcie się! Polska płonie, Polska ginie! Jam jest winien, (...) Chryste! Niech on grać przestanie!/ Chryste przynieś zmartwychwstanie! Lecz Ksiądz już nie ma wpływu na rzeczywistość i zasypia wraz z innymi, a Diabeł – Grajek mówi: Musze, muszę dla was grać, sami żeście mnie prosili... (...) Wciąż te same spory, swary,/ wciąż honoru brak i wiary, nienawiści, łajdactw wiele... Sto lat temu, dziś wesele (...) Chochoł, znów tu musiał przyjść. / Diabeł tu, a chochoł tam, na tych samych skrzypkach grał! / (...) Wy... zmartwychwstać? (...) Wy... słuchacie grania mego!/ Wy możecie Polskę mieć, ale wam się nie chce chcieć!/ Wykopaliście jej grób, (...) Polska to szatański łup!/ ...Macie... swoje zmartwychwstanie!!!".
Obok zasadniczego nurtu dramatu narodowego toczy się równoległy wątek (jak w "Weselu" Wyspiańskiego) współczesnych, ludzkich spraw. Obok wspomnianych już postaci, przewijają się przez scenę rodzice Panny Młodej – dwulicowy Prezes i oszukiwana Prezesowa, Kochanka Prezesa z mężem Jerzykiem, buntujący się Chłop Wynajęty, Poetka zwodzona przez szatana, zadowolony z siebie Bankier, Leonard Dyszel – chłop zmieszczony i koniunkturalista, zdroworozsądkowy Drużba z partyjną przeszłością, tolerancyjna moralnie Druhna, Reżyser pozbawiony idei, płyciutka psychicznie Modelka, naiwna Kasia, Adam – kochanek Panny Młodej i spragniony sukcesów – Młody Poseł. W krótkich, mistrzowskich scenkach, autorka ukazuje charaktery i poglądy wszystkich postaci, oraz skomplikowane, poplątane, lecz przecież w naszych czasach, niestety, banalne, sytuacje swoich bohaterów. A tymczasem sytuacja zewnętrzna jest bardzo groźna, rewolucyjna: oto na stolicę idą nieprzeliczone tłumy wyzutych z wolności, własności, nadziei i godności Polaków... Fakt ten budzi niepokój wszystkich, ale nie potrafią oni wyciągnąć z tego właściwych wniosków.
Ze sceny pada wiele słów oskarżenia, potępienia, bólu, miłości, nadziei, które docierają do widza z wielką mocą poetyckiego wyrazu. Mamy z pewnością do czynienia z utworem wybitnym, ale stawiającym przed reżyserem niezwykle trudne zadanie, takiego prowadzenia spektaklu, aby harmonijnie połączyć dwa rodzaje rzeczywistości, stopniując przy tym napięcie, niepokój i ciężar gatunkowy oglądanego dramatu; wydobywając zeń najważniejsze treści, budując poetycki klimat i nastrój – a wszystko to w taki sposób, aby dotrzeć jak najgłębiej do mentalności dzisiejszego widza. Aktorzy powinni być równie przekonywujący w scenach realistycznych, jak i w symbolicznych. Widz winien odczuć moment wkroczenia na scenę Poezji.
Nie należy przeładowywać spektaklu symbolami, poprzez ich rozbudowywanie. Potrzebny jest tu szlachetny umiar. Również aktorzy, wygłaszający kwestie najważniejsze, w których padają uroczyste, rzadko używane słowa, nie mogą ich wykrzykiwać, aby nie wyglądały one jak deklaracje na pokaz, miast stanowić wyraz najgłębszych przekonań danej postaci. Podkreślenia wymagają, nieliczne momenty komediowe, rozładowujące na chwilę napięcie.
W specyficznych warunkach Sali Kongresowej nie poradził sobie z tym trudnym tekstem reżyser Bohdan Poręba. Na ostateczny, zdecydowanie niezadawalający efekt całości, w większej mierzenie wpłynęła wadliwa koncepcja reżyserska przedstawienia, aniżeli trudności techniczne. Wydaje się, że reżyser wykazał swoją słabość do scen symbolicznych i do tanich efektów. Nie potrafił zbudować i utrzymać jednolitego nastroju, podnoszącego widza coraz wyżej aż do dramatycznego finału. Podzielił przedstawienie, niejako na epizody związane z ukazywaniem się poszczególnych Osób Dramatu (widm), rozbudował niesłychanie sceny symboliczne (np. Widmo Żołnierza), zrobił spektakl przeładowany schematycznym, krzykliwym patriotyzmem. Zmiana zakończenia osłabiła wymowę dramatu. Źle prowadzeni aktorzy często miotali się na scenie, wygłaszając kwestie w sposób niezrozumiały dla widza. Niewidoczne były momenty przejścia ze scen realistycznych do poetyckich. Fatalne kostiumy aktorów (szczególnie Panny Młodej). Scenograf, niczym szczególnym nie zachwycił, jeśli chodzi o wystrój chaty, natomiast pomysł z wagonem zesłańców był dość interesujący. Muzyka stanowiła mocniejszą stronę spektaklu.
Aktorzy różnie radzili sobie z powierzonymi rolami. Mnie osobiście najbardziej podobali się Ksiądz i Chrystus. Dobrze wypadli Piłsudski i Diabeł Grajek. Poprawnie zagrano Widmo Żołnierza. Widmo Przyszłości to powinna być młodziutka dziewczyna, choć aktorka wydobyła do pewnego stopnia dramatyzm tej postaci. W ośmieszającym kostiumie starała się coś powiedzieć na serio o sobie Panna Młoda. Pan Młody budził sympatię jako ofiara zdrady. Poetka nie była zbyt przekonywująca, już lepiej udało się to Jadwidze. Pozostali wykonawcy wnieśli swój pozytywny wkład do spektaklu, grając z zaangażowaniem. Niestety, wspomniane usterki reżyserskie, położyły się cieniem na ich wysiłku.
Reasumując: spektakl był, pomimo wszystkich mankamentów, interesujący, a to z uwagi na treść sztuki. Wykonawcy otrzymali gorące brawa i kwiaty. W ten sam sposób podziękowano sponsorowi ("Samoobronie"). Pozostaje nadzieja, że "Zmartwychwstanie" doczeka się kolejnych premier teatralnych, a może i ekranizacji. Pani Lusia Ogińska wzbogaciła polską dramaturgię współczesną o utwór niezwykły, do głębi poruszający, noszący znamiona arcydzieła. Z wielką uwagą będziemy śledzili dalszą drogę twórczą młodej poetki, pochylającej się z najserdeczniejszą troską nad losem Polski, przywołującą duchy przeszłości i przyszłości, demaskującej zdradę i podłość elit, małość duchową i bierność wielu zwykłych rodaków, nie zdających sobie sprawy z realności fundamentalnych zagrożeń cywilizacyjnych i narodowych.
Jędrzej Dmowski